sobota, 24 września 2016

Rozdział 18

XXI wiek jest moim domem już od tygodnia. Jak do tej pory jest dobrze. Loki przestał rzucać się z nożem na każdego, kto go dotknie, a i Avengers coraz mniej się go boją. Jest dobrze... Chociaż kiedy pierwszej nocy pozbawiliśmy snu całą ekipę, Stark dał nam całe piętro na własność. I tak większość czasu spędzamy razem, całą grupą, na wspólnych piętrach.

-STARK! Mówiłam, nie ruszać moich malin! Na bogów, zeżarłeś całe kilogramowe pudełko!?
Wrzasnęłam, kiedy tylko otworzyłam lodówkę i zobaczyłam pustą miskę po malinach.
-Ale to nie ja!
Bronił się Tony. Prychnęłam.
-I to Lokiego nazywacie kłamcą!? Masz sok malinowy na brodzie, geniuszu!
Zniechęcona i praktycznie bezsilna rzuciłam w niego poduszką. Ten zgrabnie się uchylił i pocisk trafił w Thora. Prosto w twarz.
-Ej!-Zaprotestował.-Ja nic nie zrobiłem!
Tym razem musiałam przyznać mu rację. TYM RAZEM. Co nie zmienia faktu, że ostatnio ukradł moją czekoladę, która-swoją drogą-jest jednym z najlepszych ludzkich wynalazków.
Zwabiony hałasem Clint zajrzał do kuchni. Niepewnie. Już pierwszego dnia nauczyłam wszystkich szacunku do mnie.
-Clint! Jak miło, że jesteś, chodź! Pomożesz mi zastrzelić tego tutaj.-Uśmiechnęłam się słodko. Kątem oka zauważyłam, że Tony usiłuje taktycznie usunąć się z kuchni. Zgrabnie się obróciłam i przygwoździłam do spojrzeniem. Zamarł.
-Oczekuję, że kiedy wieczorem zajrzę do lodówki, miska malin już tam będzie.-Uśmiechnęłam się słodko i poszłam na swoje piętro.
Loki siedział na kanapie w naszym prywatnym salonie. Widząc moją naburmuszoną minę, uśmiechnął się.
-Cześć skarbie. Co tym razem?-Spytał się, z trudem ukrywając uśmiech.
-Stark.-Włożyłam w to słowo jak najwięcej jadu.-Zeżarł, bo inaczej nie da się to określić, cały kilogram moich malin.
-Kilogram!?-Zdziwił się.-Ostatnio pochłonął dwa kilogramy winogron Natashy. Cud, że jeszcze żyje.
Zachichotałam.
-Racja. Nat tak łatwo nie przebacza. A zmieniając temat, idziesz ze mną potrenować?
-Chętnie. Idź, dołączę do ciebie za pół godziny. Skończę tylko tą książkę.
Pokiwałam głową i pocałowałam go w nos. Loki jednak mnie przytrzymał, a kiedy próbowałam wstać, straciłam równowagę i usiadłam mu na kolanach. On zamruczał zadowolony i popchnął mnie tak, że leżałam na kanapie. On wykorzystał sytuację i położył się na mnie, jednocześnie uniemożliwiając jakiekolwiek ruchy.
-Loki!-Sapnęłam.-Może zaczekajmy z tym do wieczora, co?
-Ale dlaczego?-Mruknął. Jego zimnego oddechu robiła mi się gęsia skórka. Usiłowałam go zepchnąć, ale bez skutku. Ech, bycie śmiertelnikiem jest do bani.
-Loki! Słuchaj, Steve już czeka na mnie na sali. Umówiliśmy się na trening.-Loki wstał jak oparzony i spojrzał się na mnie...zły?
-Umówiłaś się z nim? Na trening, tak? A po co? Ja ci nie wystarczam?-Syknął. Przestraszyłam się.
-Co w ciebie wstąpiło? Steve to mój przyjaciel. Lubię go.-Próbowałam go uspokoić. Nic to nie dało.
Loki nagle do mnie podszedł i popchnął na ścianę. Ręce przytrzymał mi nad głową.
-Jesteś moja, rozumiesz? A ja nie dzielę się tym, co moje.-Jego zimny głos przypomniał mi nagle te wszystkie okrutne rzeczy, które robił. Usłyszałam dalekie echo umierających.
-Jesteś moja! Jeśli dowiem się, że między tobą a Steve'm do czegokolwiek doszło...-Syknął, a ja się zirytowałam. Nie pozwolę się tak traktować, jestem osobą a nie jakąś zabawką do cholery! Wściekłość dała mi siłę jakiej potrzebowałam i wyrwałam się Lokiemu.
-Ogarnij się! Nie jestem rzeczą! Jestem NICZYJA, rozumiesz!? Nie jestem ani twoja, ani nikogo innego! A teraz idę na trening ze Steve'm, a tobie NIC DO TEGO!-Obróciłam się na pięcie i ruszyłam w stronę windy.
-Dzisiaj śpię na dole! I tobie nic do tego!-Rzuciłam na odchodne, zostawiając Lokiego z bardzo zdziwioną miną.

W sali treningowej wpadłam na Natashę.
-A więc pokłóciłaś się z Rogaczem, co?-Rzuciła, a ja zachichotałam.
-Aż tak było słychać?
-Cóż, i ty, i on macie dość doniosłe głosy, kiedy się uniesiecie... Swoją drogą, brawo za utarcie mu nosa w dobrym stylu. Inne mu ulegały...
W tym momencie zamarłam. Inne!?
-Inne, mówisz? Chyba będę musiała z nim porozmawiać...
Powiedziałam, wściekła, ale w głęboko w duszy chciało mi się wyć z rozpaczy. Po chwili opuściłam salę i ruszyłam do siebie. To trzeba wyjaśnić tu i teraz.

***LOKI***
-Loki. Chciałabym się ciebie o coś spytać.
Na głos mojej muzy od razu się odwróciłem. Na usta cisnęły mi się przeprosiny. Zachowałem się jak ostatni osioł. Jak zaborczy idiota. Kiedy jednak zobaczyłem łzy na jej twarzy, zamarłem. Patrzała na mnie z bólem... Rozpaczą. Rozczarowaniem.
-Loki, kiedy mnie nie było... Ile kobiet ci uległo? Nie kłam. Natasha mi powiedziała. Potrafię rozpoznać, kiedy ktoś kłamie, nawet ty.
Czemu ta rudowłosa idiotka jej o tym powiedziała!? Zaraz do niej pójdę i...
-Nawet nie myśl, żeby coś zrobić Nat. Jeśli skrzywdzisz kogokolwiek z Avengers, to przysięgam, że zrezygnuję z mojego zadania i wrócę do Zaświatów.
Spuściłem głowę.

***NATHALIE***
A więc to prawda. Widziałam to w jego twarzy. Ale musiałam się upewnić.
-Loki? Ile?
Musiałam się dowiedzieć. Jeśli mnie zdradzał... Zdradził raz, zdradzi i drugi. Jak zdradził, to nie kocha.
-Zbyt wiele, by spamiętać.
Słysząc te słowa, w środku się załamałam. A więc nie kocha.
-Czyli ja też miałam taka być? Po prostu zdobyć i zostawić. Genialnie. Bóg kłamstw. Wiedziałam, żeby ci nie ufać.
Włożyłam w te słowa tyle pogardy, ile zdołałam. Odwróciłam się i wyszłam na balkon.
-Hel, zabierz mnie stąd. Proszę.
Po chwili pochłonęła mnie czarna mgła.

***LOKI***
-Wiedziałam, żeby ci nie ufać.
W tych słowach było tyle pogardy. Sam nie wiedziałem, co się dzieje. Tysiąc lat temu kochałem ją. A może kochałem demona? Teraz nie czułem tego, co wtedy. Wydawało mi się, że ją kocham, ale ona miała rację. Zdradzałem... Nie zasługiwałem na nią.
Jednak gdy zniknęła w czarnej mgle, znowu pojawiła się ziejąca dziura. Taka sama, jak tysiąc lat temu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz