środa, 28 września 2016

Rozdział 19

Czasami sama siebie nie rozumiałam. Najpierw byłam zrozpaczona, potem załamana... A teraz wściekła. Ech, rozstrojenia nerwów można dostać.
-Hel. Powiedz mi, do cholery, czemu nie powiedziałaś mi co on robi!? Przecież jakbym wiedziała, nawet bym się nie podejmowała tego zadania. Przecież on mnie nie kocha. Zależało mu tylko na demonicy, nie na mnie.
Hel westchnęła. Po raz dwudziesty w przeciągu dwóch dni pytam się jej o to samo. I odpowiedź zawsze jest taka sama.
-Nathalie, nie wiedziałam o tym. Heimdal też nie, więc to jest co najmniej podejrzane. Przecież Strażnik widzi wszystko i wszystkich. A zmieniając temat, Wrzechojciec chce byś wróciła na Midgard i dokończyła swoje zadanie.
Zamarłam. Co!?
-Chyba sobie ze mnie jaja robisz.
Wyszeptałam. Genialnie. Ale wiedziałam, że i tak muszę zrobić to, czego chce Odyn.
-Dobra. DOBRA! Pójdę tam i nakopię w tyłek temu idiocie tak, że od razu mu się we łbie dobrze ustawi! Choćby się opierał rękoma i nogami!
Wściekła nawet nie spojrzałam na Hel. Po prostu skupiłam się na tym, co miałam do zrobienia i próbowałam zdusić strach.
-Heimdalu, otwórz Bifrost!
Krzyknęłam i chwilę potem pochłonął mnie tęczowy wir.

***TYMCZASEM W SIEDZIBIE AVENGERS***

-Dobra, ale dlaczego ona odeszła?
Próbował się dowiedzieć Tony. Przejął się całą tą sytuacją. Niebezpieczny bóg... Sam. Bez osobistej psycholożki. Od rana Stark wypił już pół butelki whisky.
-Loki... Ją zdradzał. Ona się wściekła i odeszła.
Powiedział Thor. Clint się oburzył.
-Nic dziwnego, że odeszła! Zdrady się nie wybacza! Szkoda, że Nat odeszła. Była w porządku.
Natasha się z nim nie zgadzała.
-Wróci. Nawet jeśli jest wściekła. Nie zostawi nas na jego łaskę i niełaskę.
Ich rozmowę przerwał głośny huk. Na platformie właśnie wylądował... Nikt inny jak Nathalie. Wściekła.
-Heimdal, ty półgłówku! Zrzuciłeś mnie pięć metrów nad ziemią! Oszalałeś!?
Tak, zdecydowanie była wściekła. Z bojową miną weszła do salonu. Wszyscy spojrzeli na nią jak na ducha.
-A niech to szlag trafi.
Mruknął Clint. Nathalie tylko prychnęła.
-Tak, tak wiem. Szok? Przykro mi. Ale nie mogłam zostawić was na łaskę tego wariata.
Przez jej twarz przebiegł cień smutku. Szybko jednak go zasłoniła sztucznym uśmiechem.
-Przepraszam was, naprawdę. Byłam w rozsypce. Potrzebowałam chwili dla siebie. Naprawdę...
Resztę zdania nie dała rady wydusić, niemal uduszona w uścisku Starka.
-No już, już. Nic się nie stało. Tylko teraz będziesz musiała się nim zająć. On też jest w rozsypce.
-Skąd wiecie?
-No cóż...-Tony uśmiechnął się kąśliwie.-Minęły dwa dni, a on nadal nie próbował uciec.

***LOKI***

Siedziałem w tej idiotycznej celi od dwóch dni. Czemu jeszcze nie uciekłem? Nie wiem. Ziejąca dziura w piersi nie pozwalała mi się ruszyć. Jakaś część mnie twierdziła, że i tak jej nie kochałem i muszę o niej zapomnieć. Kazała mi otrząsnąć się i skupić się na wydostaniu się stąd i zniszczeniu tych idiotycznych Avengers. A jeszcze inna... Chciała o nią walczyć. Chciała, bym zapomniał o zemście, o pragnieniu zabijania i pozwolił się odmienić.
Moja rasa ma to do siebie, że musi dokonać wyboru pomiędzy Światłem a Ciemnością.
Mój czas wyboru właśnie nadszedł. Spojrzałem jeszcze raz na pokusę Mroku. Używać swojej potęgi dla siebie i być panem i władcą wszystkich światów. Albo... Odwróciłem się ku ofercie Światła. Albo mogę porzucić pragnienie władzy i pomagać innym, często bez wynagrodzenia. Ale... Ale miałbym też miłość.
Wybór był oczywisty. Już miałem skłonić się ku Mrokowi, kiedy...
-Loki. Nawet o tym nie myśl.
Jej głos, nawet napełniony wściekłością, nadal mnie urzekał. Wstałem i odwróciłem się ku niej.
-Nathalie. A jednak wróciłaś. Po co? By mnie pogrążyć? Czy po prostu nie możesz beze mnie wytrzymać?
Włożyłem w to pytanie jak najwięcej jadu. Chciałem ją skrzywdzić. Zostawiła mnie i odeszła, tak po prostu.
-Nie odwracaj się ku Mrokowi. Proszę.
Jej słowa pełne były determinacji. Jej błękitne oczy patrzały na mnie zdecydowanie. Zacząłem powoli odsuwać się od granicy Ciemności... Chociaż dlaczego miałbym się jej słuchać?
-A dlaczego miałbym cię słuchać, śmiertelniczko? Kim ty jesteś, by mi rozkazywać?
Prychnąłem. Nathalie się uśmiechnęła.
-Och, czekałam, aż spytasz.

***NATHALIE***
Zamknęłam oczy i sięgnęłam wgłąb siebie. Poczułam, jak temperatura mojego ciała opada i czułam wypełniającą mnie moc. O, tak. Tęskniłam za tym.
Kiedy otworzyłam oczy, jaśniały intensywnym srebrem. Skóra i włosy stały się śnieżnobiałe, a moje dłonie otoczył srebrny płomień. Srebrny, nie czarny. Loki otworzył szeroko oczy.
-Odzyskałaś demoniczną formę?
Spytał się. Przewróciłam oczami.
-Ślepy jesteś? Czy może po prostu nie odróżniasz czarnego od srebrnego? Nie, nie odzyskałam demonicznej cząstki. To jest moja normalna, ludzka magia.
Niedowierzanie i zaniepokojenie w jego oczach było bezcenne. Pewna siebie otworzyłam drzwi jego celi i weszłam do środka.
-Wybierzesz Światłość. Nie jesteś zły. Po prostu jesteś samotny.
Stwierdziłam. On powoli pokiwał głową i zamknął oczy. Po chwili je otworzył i uśmiechnął się. Czułam, że dokonał dobrego wyboru. Powoli wygasiłam magię.
-No dobra. A teraz musisz mi wytłumaczyć, skąd to potrafisz.
Rozkazał. Zachichotałam.
-Zawsze mówiłam, że jesteś bogiem mądrości.-trąciłam go przyjacielsko w ramię.-A więc jak pewnie wiesz, jestem Księżniczką Lodowych Połaci, a mój ród zawsze miał pewne specyficzne umiejętności. Potrafię przekazywać swoje emocje i uczucia innym istotom żyjącym. No i moja magia jest bardzo silna.
Wzruszyłam ramionami. Siedzieliśmy w ciszy. Sama już nie wiem, co do niego czuję. Z jednej strony, to morderca, zdrajca i kłamca. A z drugiej strony... To on nauczył mnie życia, on nauczył mnie magii, zawsze był dla mnie... Ale teraz, po tylu kłamstwach, sama nie wiem co jest prawdą. Poczułam, jak moje oczy wilgotnieją. Już miałam się zupełnie rozkleić... Kiedy do żył wlała mi się rycząca odwagą krew Przodków. Otarłam oczy i zdecydowanie spojrzałam na Lokiego.
-Musimy sobie coś wyjaśnić. Nadal coś do ciebie czuję. Pewnie to miłość. Ale zdradzałeś, zabijałeś, kłamałeś... Nie mogę ot tak o tym zapomnieć.
Spojrzałam na niego z determinacją. On jednak tylko podszedł do mnie i pocałował.
Zdziwiona, oddałam pocałunek. Staliśmy tak dobre parę minut. W końcu Loki odsunął się ode mnie.
-Nathalie. Przepraszam, przepraszam cię tak bardzo. Tak bardzo za tobą tęskniłem, w chwilach zwątpienia myślałem, że nie wrócisz... Robiłem się słaby, a swoje smutki topiłem w ich ramionach. Przepraszam. To było złe. Ja, ja nie oczekuję, że zrozumiesz, ani nic, ale...
Rozczuliłam się tą bezładną przemową. Pocałowałam go w nos.
-Nie będę udawać, że rozumiem tego, co tobą kierowało. Ale spróbujemy.
Uśmiechnęłam się. Loki delikatnie mnie przytulił.
-Spróbujemy.

sobota, 24 września 2016

Rozdział 18

XXI wiek jest moim domem już od tygodnia. Jak do tej pory jest dobrze. Loki przestał rzucać się z nożem na każdego, kto go dotknie, a i Avengers coraz mniej się go boją. Jest dobrze... Chociaż kiedy pierwszej nocy pozbawiliśmy snu całą ekipę, Stark dał nam całe piętro na własność. I tak większość czasu spędzamy razem, całą grupą, na wspólnych piętrach.

-STARK! Mówiłam, nie ruszać moich malin! Na bogów, zeżarłeś całe kilogramowe pudełko!?
Wrzasnęłam, kiedy tylko otworzyłam lodówkę i zobaczyłam pustą miskę po malinach.
-Ale to nie ja!
Bronił się Tony. Prychnęłam.
-I to Lokiego nazywacie kłamcą!? Masz sok malinowy na brodzie, geniuszu!
Zniechęcona i praktycznie bezsilna rzuciłam w niego poduszką. Ten zgrabnie się uchylił i pocisk trafił w Thora. Prosto w twarz.
-Ej!-Zaprotestował.-Ja nic nie zrobiłem!
Tym razem musiałam przyznać mu rację. TYM RAZEM. Co nie zmienia faktu, że ostatnio ukradł moją czekoladę, która-swoją drogą-jest jednym z najlepszych ludzkich wynalazków.
Zwabiony hałasem Clint zajrzał do kuchni. Niepewnie. Już pierwszego dnia nauczyłam wszystkich szacunku do mnie.
-Clint! Jak miło, że jesteś, chodź! Pomożesz mi zastrzelić tego tutaj.-Uśmiechnęłam się słodko. Kątem oka zauważyłam, że Tony usiłuje taktycznie usunąć się z kuchni. Zgrabnie się obróciłam i przygwoździłam do spojrzeniem. Zamarł.
-Oczekuję, że kiedy wieczorem zajrzę do lodówki, miska malin już tam będzie.-Uśmiechnęłam się słodko i poszłam na swoje piętro.
Loki siedział na kanapie w naszym prywatnym salonie. Widząc moją naburmuszoną minę, uśmiechnął się.
-Cześć skarbie. Co tym razem?-Spytał się, z trudem ukrywając uśmiech.
-Stark.-Włożyłam w to słowo jak najwięcej jadu.-Zeżarł, bo inaczej nie da się to określić, cały kilogram moich malin.
-Kilogram!?-Zdziwił się.-Ostatnio pochłonął dwa kilogramy winogron Natashy. Cud, że jeszcze żyje.
Zachichotałam.
-Racja. Nat tak łatwo nie przebacza. A zmieniając temat, idziesz ze mną potrenować?
-Chętnie. Idź, dołączę do ciebie za pół godziny. Skończę tylko tą książkę.
Pokiwałam głową i pocałowałam go w nos. Loki jednak mnie przytrzymał, a kiedy próbowałam wstać, straciłam równowagę i usiadłam mu na kolanach. On zamruczał zadowolony i popchnął mnie tak, że leżałam na kanapie. On wykorzystał sytuację i położył się na mnie, jednocześnie uniemożliwiając jakiekolwiek ruchy.
-Loki!-Sapnęłam.-Może zaczekajmy z tym do wieczora, co?
-Ale dlaczego?-Mruknął. Jego zimnego oddechu robiła mi się gęsia skórka. Usiłowałam go zepchnąć, ale bez skutku. Ech, bycie śmiertelnikiem jest do bani.
-Loki! Słuchaj, Steve już czeka na mnie na sali. Umówiliśmy się na trening.-Loki wstał jak oparzony i spojrzał się na mnie...zły?
-Umówiłaś się z nim? Na trening, tak? A po co? Ja ci nie wystarczam?-Syknął. Przestraszyłam się.
-Co w ciebie wstąpiło? Steve to mój przyjaciel. Lubię go.-Próbowałam go uspokoić. Nic to nie dało.
Loki nagle do mnie podszedł i popchnął na ścianę. Ręce przytrzymał mi nad głową.
-Jesteś moja, rozumiesz? A ja nie dzielę się tym, co moje.-Jego zimny głos przypomniał mi nagle te wszystkie okrutne rzeczy, które robił. Usłyszałam dalekie echo umierających.
-Jesteś moja! Jeśli dowiem się, że między tobą a Steve'm do czegokolwiek doszło...-Syknął, a ja się zirytowałam. Nie pozwolę się tak traktować, jestem osobą a nie jakąś zabawką do cholery! Wściekłość dała mi siłę jakiej potrzebowałam i wyrwałam się Lokiemu.
-Ogarnij się! Nie jestem rzeczą! Jestem NICZYJA, rozumiesz!? Nie jestem ani twoja, ani nikogo innego! A teraz idę na trening ze Steve'm, a tobie NIC DO TEGO!-Obróciłam się na pięcie i ruszyłam w stronę windy.
-Dzisiaj śpię na dole! I tobie nic do tego!-Rzuciłam na odchodne, zostawiając Lokiego z bardzo zdziwioną miną.

W sali treningowej wpadłam na Natashę.
-A więc pokłóciłaś się z Rogaczem, co?-Rzuciła, a ja zachichotałam.
-Aż tak było słychać?
-Cóż, i ty, i on macie dość doniosłe głosy, kiedy się uniesiecie... Swoją drogą, brawo za utarcie mu nosa w dobrym stylu. Inne mu ulegały...
W tym momencie zamarłam. Inne!?
-Inne, mówisz? Chyba będę musiała z nim porozmawiać...
Powiedziałam, wściekła, ale w głęboko w duszy chciało mi się wyć z rozpaczy. Po chwili opuściłam salę i ruszyłam do siebie. To trzeba wyjaśnić tu i teraz.

***LOKI***
-Loki. Chciałabym się ciebie o coś spytać.
Na głos mojej muzy od razu się odwróciłem. Na usta cisnęły mi się przeprosiny. Zachowałem się jak ostatni osioł. Jak zaborczy idiota. Kiedy jednak zobaczyłem łzy na jej twarzy, zamarłem. Patrzała na mnie z bólem... Rozpaczą. Rozczarowaniem.
-Loki, kiedy mnie nie było... Ile kobiet ci uległo? Nie kłam. Natasha mi powiedziała. Potrafię rozpoznać, kiedy ktoś kłamie, nawet ty.
Czemu ta rudowłosa idiotka jej o tym powiedziała!? Zaraz do niej pójdę i...
-Nawet nie myśl, żeby coś zrobić Nat. Jeśli skrzywdzisz kogokolwiek z Avengers, to przysięgam, że zrezygnuję z mojego zadania i wrócę do Zaświatów.
Spuściłem głowę.

***NATHALIE***
A więc to prawda. Widziałam to w jego twarzy. Ale musiałam się upewnić.
-Loki? Ile?
Musiałam się dowiedzieć. Jeśli mnie zdradzał... Zdradził raz, zdradzi i drugi. Jak zdradził, to nie kocha.
-Zbyt wiele, by spamiętać.
Słysząc te słowa, w środku się załamałam. A więc nie kocha.
-Czyli ja też miałam taka być? Po prostu zdobyć i zostawić. Genialnie. Bóg kłamstw. Wiedziałam, żeby ci nie ufać.
Włożyłam w te słowa tyle pogardy, ile zdołałam. Odwróciłam się i wyszłam na balkon.
-Hel, zabierz mnie stąd. Proszę.
Po chwili pochłonęła mnie czarna mgła.

***LOKI***
-Wiedziałam, żeby ci nie ufać.
W tych słowach było tyle pogardy. Sam nie wiedziałem, co się dzieje. Tysiąc lat temu kochałem ją. A może kochałem demona? Teraz nie czułem tego, co wtedy. Wydawało mi się, że ją kocham, ale ona miała rację. Zdradzałem... Nie zasługiwałem na nią.
Jednak gdy zniknęła w czarnej mgle, znowu pojawiła się ziejąca dziura. Taka sama, jak tysiąc lat temu.

poniedziałek, 5 września 2016

Rozdział 17

***NATHALIE***

Gdy weszłam do salonu Avengers, z moich ust wyrwał się przerażony okrzyk. Wszystko było takie...inne! Starałam się gromadzić jak najwięcej wiedzy o XXI wieku, ale jednak zobaczenie tego wszystkiego na żywo to zupełnie inna rzecz...
-Thor!? Ratunku. Gdzie ja jestem!? Co się stało!?-Jęknęłam. Thor zaśmiał się i przyjacielsko szturchnął mnie w ramię.
-Droga Nathalie, to jest właśnie XXI wiek. Zwariowany, zadziwiający...-Zaśmiał się. Rozejrzałam się po salonie. Mściciele patrzeli na mnie z ciekawością. No tak, w końcu nie codziennie poznaje się osoby z innej epoki.
-Witajcie. Nazywam się Nathalie.-Zaczęłam, ale przerwał mi brunet z oryginalnie ostrzyżoną brodą-Tony Stark.
-Słońce, ile ty masz lat? Jesteś w ogóle pełnoletnia?-Spytał sceptycznie. Zdenerwowałam się.
-Jeśli musisz wiedzieć, to tak, jestem pełnoletnia. Mam około 1019 lat. Za mojego pierwszego życia byłam demonicą z częściowo ludzką duszą, ale by nie doprowadzić do końca świata, poświęciłam się i moje ciało spłonęło w Świętym Ogniu. Wróciłam, bo nastąpiła koniukcja Dziewięciu Światów. Tak, jestem żywa, ale żyje tylko moja ludzka część, ta demoniczna spłonęła. Moim zadaniem jest, że tak powiem, "nawrócić" Lokiego-sprawić, by znowu był taki jak dawniej. Jakiego go znałam...-Westchnęłam-Mam na to rok. Nie musicie się przedstawiać. Znam was.-Wszyscy byli w szoku. Jednak po kilku minutach udało nam się nawiązać normalną konwersację. Nawet nie zauważyłam, jak Thor wyszedł. Wrócił po paru minutach w towarzystwie Lokiego. I nagle zapadła cisza. Wszyscy na niego patrzyli. Wszyscy... Oprócz mnie. Gdy Thor już odprowadził Lokiego do pokoju, który, jak się dowiedziałam, miałam z nim dzielić, Tony przerwał ciszę.
-Więc chcesz mi powiedzieć, że ty kochasz tego psychopatę?-Spytał się z powątpiewaniem w głosie. Poczerwieniało mi przed oczami. Szybko podeszłam do Starka i spoliczkowałam go.
-Stał się tym, kim się stał, z powodu rozpaczy i tęsknoty! Nie oceniaj kogoś, nie znając całej historii! Jeśli ktoś tu jest psychopatą, to ty-osoba, która mordowała dla pieniędzy! Tak, Stark-wiem, na czym zbiłeś fortunę. To TY jesteś potworem.-Wysyczałam i ruszyłam w stronę mojej kwatery. Gdy otworzyłam drzwi, zobaczyłam Lokiego stojącego do mnie tyłem. Podeszłam do niego cicho. Gdy dotknęłam go w ramię, on natychmiast się odwrócił i przyparł mnie do ściany. Na szyi poczułam ostrze sztyletu. W jego oczach widziałam wściekłość. Dopiero po chwili zorientował się, kim jestem. Puścił mnie i odsunął się jak poparzony.
-Na bogów, Nathalie, przepraszam. To taki mój odruch.-Wyszeptał. Podeszłam do niego, tym razem ostrożnie.
-Loki, wiesz, jaki jest warunek mojego życia, tak? Masz rok na powrót do normalności.-Wyszeptałam, a w moich oczach zaszkliły się łzy. Tak się zmienił...

***LOKI***

Gdy zobaczyłem łzy w jej oczach, od razu ją przytuliłem i otarłem łzy. Rok... Nawet dla śmiertelnika to mało. A dla boga...? Jak mrugnięcie. Gdy po jej policzku potoczyła się kolejna łza, starłem ją pocałunkiem i uśmiechnąłem się.
-Tysiąc lat czekałem, by to zrobić.-Wyszeptałem. Tysiąc lat czekałem, by zetrzeć jej łzy. Ona uśmiechnęła się.
-Widzisz? Znowu zachowujesz się, jak dawniej. Tak trzymaj.-Pocałowała mnie delikatnie, a ja odpowiedziałem intensywniejszym pocałunkiem. Tak jakoś wyszło, że po chwili leżeliśmy na łóżku. Nathalie zachichotała i próbowała mnie zepchnąć z siebie, ale była za słaba. Przewróciła oczami.
-Loookiii....-Jęknęła jak małe dziecko.-Też mi ciebie brakowało, ale teraz w każdym momencie ktoś tu może wpaść i...-Niestety, nie dane jej było dokończyć. Drzwi otworzyły się z hukiem, a za drzwiami stał... Pełen skład Avengers. Podskoczyłem jak oparzony i w pół sekundy znalazłem się w drugim końcu pokoju. Nat, cała czerwona, usiadła na łóżku. Mnie także twarz paliła...
-Tia... To...My... Może nie będziemy przeszkadzać.-Wybąkał Rogers, a Stark zachichotał. Od bezgłośnego śmiechu Thora wibrowały ściany. Wszyscy jak jeden mąż odwrócili się i wyszli z pokoju.
-To raczej dzisiaj nie będą nam już przeszkadzać.-Wybąkała moja muza. Uśmiechnąłem się złośliwie.
-Hmm, to i dobrze.-Wziąłem ją na kolana. Słyszałem jej przyspieszony oddech.-Czekałem na ciebie tysiąc lat. I nie mam zamiaru czekać ani sekundy dłużej.

***NATHALIE***

Obudziło mnie poranne światło. Rozejrzałam się po pokoju. Hmm, rama łóżka... W drzazgach. Nic nowego... Wstałam, a dookoła mnie zawirowało... Pierze!? Loki obudził się i spojrzał na mnie nieprzytomny.
-Kochanie... Czemu wszędzie jest pierze!?-Jęknęłam. On otworzył szeroko oczy.
-Pierze!?-Zdziwił się. W tym momencie zaburczało mi w brzuchu.
-Chodźmy coś zjeść.-Zarzuciłam na siebie szlafrok i wyciągnęłam go z pokoju. W ostatniej chwili naciągnął spodnie dresowe. Zbiegłam po schodach, spodziewając się pustego pokoju-w końcu było bardzo wcześnie... Ale nie. W kuchni siedzieli Mściciele w pełnym składzie. Z niezadowolonymi minami.
-Loki. Nathalie. Hałas dokładnie taki sam, jak tysiąc lat temu...-Westchnął Thor, a ja się zaczerwieniłam.
-Genialnie wyglądacie. Lepiej niż Tony po całonocnej imprezie.-Wtrąciła kąśliwie Natasha. Spojrzałam po sobie. Potargane włosy, nieobecne spojrzenie... Loki wyglądał podobnie. Zaczerwieniłam się.
-Przepraszam?-Szepnęłam. Thor parsknął śmiechem.
-Nie ma za co. Może w ten sposób mój brat zacznie spożytkować energię na coś innego niż niszczenie świata...-Powiedział, a wszyscy ryknęli śmiechem.

poniedziałek, 22 sierpnia 2016

Przerwa

Wiem, wiem, tytuł przerażający xD ale nie taki wilk straszny...

Wyjeżdżam właśnie na wakacje, więc aż do września nie pojawi się nic nowego.
W czasie roku szkolnego prawdopodobnie będę wrzucać raz na tydzień/dwa tygodnie, bo wiecie, początek gimnazjum i te sprawy...
Trzymajcie się, miłej końcówki wakacji!!! :D

niedziela, 21 sierpnia 2016

Rozdział 16

***NATHALIE***
TYSIĄC LAT PÓŹNIEJ

-Ponad dwa miliony ofiar... Trzy światy pogrążone w chaosie z jego winy... I to wszystko po to, by przywrócić cię do życia! A komu się za to obrywa!? Mnie! Odyn tylko ciągle powtarza "wymyśl sposób, by Nathalie go uspokoiła, jest to twoje priorytetowe zadanie.". A potem: "Znowu mnie zawiodłaś, Hel". No ale to nie jest takie proste! Och, czemu ten irytujący Kłamca jest taki zawzięty i uparty!?-Narzekała Hel. Co sto lat Odyn organizował Wielkie Spotkanie Bogów... A moja przyjaciółka właśnie z takowego wróciła. Niezadowolona.
-Hel, nie wiem, co mam zrobić. Nic do niego nie dociera. Nie widzi, że swoimi uczynkami krzywdzi mnie i innych. Pod wpływem rozpaczy jego druga, mroczna strona wyszła na światło dzienne...-Szepnęłam, a w oczach zaszkliły mi się łzy. Hel natychmiast do mnie podeszła i przytuliła.
-Już go nie kochasz.-Bardziej stwierdziła niż zapytała.
-Nie...tak...Znaczy... Och, ja już sama nie wiem! Kocham mojego Lokiego, roześmianego, uzdolnionego i kochającego Lokiego, a nie zimnego i bezwzględnego mordercę bez skrupułów.-Zaszlochałam. Wtedy Czara Snów rozbłysnęła i pokazała mi widok na poczynania mojego ukochanego. Stał na szczycie Avengers Tower, wieży zamieszkiwanej przez tak zwanych "obrońców Ziemi". Już kilkakrotnie go złapali... Thor także należał do Avengersów... A Loki nie był już jego bratem.
-Co on wyprawia!?-Krzyknęłam, przerażona. Hel z kolei zaklęła głośno (doprawdy, XXI wiek miał na nią fatalny wpływ) i wybiegła z komnaty.
-On chce wykorzystać koniukcję Dziewięciu Światów, by cię stąd wyciągnąć. Jeśli mu się to uda, to powrócisz do świata żywych.-Krzyknęła. Do tej pory biegłam za nią, ale teraz zwolniłam, ona także.
-Ale czy to źle?-Spytałam się, zamyślona.-Jeśli powrócę, może uda mi się przywrócić mu człowieczeństwo... A raczej, uczucia: współczucie, empatię...-Hel spojrzała na mnie z zamyśleniem.
-To się może udać. Czekaj, spytam Odyna.-I już jej nie było.
Wróciła po kilkunastu minutach.
-Odyn się zgadza.-zaczęła.-Ale jest haczyk. Masz rok na "nawrócenie" go. Jeśli ci się to nie uda, wracasz do Świata Umarłych, a on ginie i trafia na Wieczne Pola Kar. A jeśli ci się uda... Zostaniesz obdarowana nieśmiertelnością i oboje pozostaniecie w świecie żywych.
-Czyli mam rok na odwrócenie czynów tysiąca lat?-Spytałam słabym głosem. Hel skinęła głową w odpowiedzi. Ja z kolei zebrałam się w sobie.-Dobrze. Skoro tak, zacznijmy przygotowania.-Rzuciłam.
Nawet, jeśli moje uczucia do niego niemal zupełnie wygasły, nie mogłam pozwolić, by on i reszta światów nadal cierpiała. A jeśli mi się poszczęści... Mój Loki, którego znałam i kochałam, powróci.
I będziemy razem szczęśliwi.

***LOKI***

Stałem na platformie na szczycie tego idiotycznego Stark Tower. Jakim cudem Thor wytrzymuje z tymi śmiertelnikami? Samolubni, prości i kierujący się instynktami. Żałosne.
"Ty także kochasz śmiertelniczkę."-Szepnął cichy głos gdzieś głęboko we mnie. Szybko jednak go uciszyłem i skupiłem się na koniukcji. Ci irytujący Avengers nie będą mi przeszkadzać-otaczało mnie pole siłowe.
Szybko odgoniłem niepotrzebne myśli. Szczelina między światami powoli się otworzyła...
Stała tam. Równie piękna jak za życia, nic się nie zmieniła. Delikatnym krokiem przestąpiła granicę. Tym razem jednak nie przypominała mirażu. Widziałem, jak jej włosy poruszają się na wietrze, słyszałem jej cichy oddech. Powoli, nie wierząc w to, co się dzieje, podszedłem do niej. Niepewnie, powoli. Zatrzymałem się metr przed nią. Wtedy ona zrobiła krok i wpadła w moje objęcia.
-Och, Loki... Tęskniłam.-Szepnęła, a ja uśmiechnąłem się, czując jej oddech na piersi i słysząc bicie jej serca. W tym momencie jednak, jakby nagle sobie o czymś przypomniała, odskoczyła ode mnie a jej oczy zaiskrzyły gniewem.
-Ty półgłówku! Zniszczyłeś tyle istnień, rozbiłeś tyle rodzin, pozbawiłeś życie tyle istnień! I na co było to wszystko!? Czy naprawdę było to konieczne!? Czy nie było innego sposobu, niż pod moją nieobecność pofolgować swojej ciemnej stronie natury i zabić ponad ponad dwa miliony istot!? Powiedz!!!-Wrzasnęła. Spuściłem głowę. Faktycznie... Narozrabiałem przez te wszystkie stulecia.  Bez niej obok, zmieniłem się. Stałem się potężniejszy. Teraz będę umiał ochronić ją przed śmiercią. Te wszystkie osoby, którym odebrałem życie... One, lub ich potomkowie, mogli stanowić zagrożenie dla mej miłości. Kiedy jej to wytłumaczę... Na pewno zrozumie i przyzna mi rację.
-Nathalie... To wszystko dla ciebie. Jesteś miłością mego życia, ci ludzie mogli cię skrzywdzić. Teraz już tego nie zrobią. Kocham cię.

***NATHALIE***
"Kocham cię". Cholera. Zamordował tyle osób... Bo istniała malutka szansa, że kiedyś mogły by mi zaszkodzić!? To się ocierało o obłęd.
-Kocham cię.-Jego głos... Nawet jego głos się zmienił. Stał się bardziej mroczny, bardziej arogancki. To już nie był mój Loki. Ale jednak... Nadal żywiłam do niego jakieś uczucia. Tylko czy to była miłość?
-Loki...-przy jego tonie zabrzmiałam jak mała, bezbronna dziewczynka.-Ja... Ja nie wiem, co czuję. Zabiłeś tyle osób... Ja nie potrafię tak po prostu o tym zapomnieć... Wybacz.-Wyszeptałam i odeszłam w stronę wejścia do domu Mścicieli, gdzie czekał na mnie Thor.

***LOKI***

Gdy usłyszałem te słowa... Gdy zobaczyłem, jak odchodzi jak zraniony cień do kwatery mych największych wrogów, padłem na kolana i ukryłem twarz w dłoniach. Po raz pierwszy od wielu stuleciach poczułem łzy na policzkach. Siedziałem tak kilka minut, a może kilka godzin. Wtedy poczułem czyjąś rękę na ramieniu. Podniosłem głowę. Obok mnie stał Thor.
-Ona jest rozdarta. Cierpi.-Jego mocny głos odegnał niemoc. Moja miłość...Cierpi? Przeze mnie?-Ona nadal cię kocha... Lecz patrząc na ciebie, widzi twarze zabitych. Słysząc twój głos, w jej uszach dźwięczą krzyki umierających. Cierpi. Ale nadal cię kocha, mocniej, niż podejrzewasz. Pokaż jej... Pokaż jej, że potrafisz się zmienić. Że żałujesz.-Miał rację. Podniosłem się i z determinacją spojrzałem na Nathalie, odwróconą do mnie plecami.
-Tak zrobię. Odzyskam ją.


poniedziałek, 8 sierpnia 2016

Rozdział 15

***LOKI***

Sny. A dokładniej-sen. Ciągle ten sam. Niezmienny.
"Kocham cię, wiesz, że nie miałam innej decyzji. Uważaj na siebie. Nie rób nic głupiego. Nie obwiniaj się...". Każdej nocy słyszałem Jej głos, widziałem, jak jej delikatne czółko marszczy się w obawie, że zrobię coś nierozsądnego. Widziałem, że się o mnie martwi i drży w obawie, że narażę się Odynowi. Co noc obiecywałem jej, że będę ostrożny... Lecz gdy Ona znikała razem z pierwszym promieniem słońca, ma obietnica znikała wraz z Nią.

***NATHALIE***

Wallhala... Miejsce pośmiertnego pobytu wojowników i wielkich władców. Alkohole lały się hektolitrami, a młode boginie tańczyły do rytmu muzyki.
Nie trzeba się domyślać, że nie jestem zachwycona.
Nie tak wyobrażałam sobie Życie po Śmierci. Póki co dni spędzam na odganianiu się od spitych wojaków, a w nocy wymykam się do Komnaty Życia i wnikam w sny mojego ukochanego. Nic więcej nie mogłam zrobić. A on myślał, że to tylko sny... Że to nieprawda.
-Nathalie.
Podskoczyłam. Za mną stała bogini Hel. Jakież to niezwykle irytujące, że ludzkie ciało odbiera tak mało bodźców... Z moimi starymi możliwościami nikt nie mógł mnie zaskoczyć. A teraz? Czułam się... Ślepa. I głucha.
-Hel. Naprawdę nie ma innego sposobu na kontakt z Żyjącymi!? Ta metoda jet niezwykle nieskuteczna.
Stwierdziłam kąśliwie, a Hel spojrzała na mnie karcąco. Westchnęłam i odrzuciłam maskę cynizmu i uszczypliwości.
-Boję się o niego. W rozpaczy może porwać się na coś głupiego.
Westchnęłam, siadając ciężko na krześle. Hel podeszła i poklepała mnie pocieszająco po plecach. Mimo, że tyle nas dzieliło (technicznie, byłam teraz tylko śmiertelną duszą, a ona boginią) zaprzyjaźniłyśmy się. Ona mnie rozumiała. Jako dziecko wielokrotnie bawiła się z Lokim i znała jego charakter.
-Wiesz, że nic nie zrobisz. Chyba, że...
Oczy mojej przyjaciółki zalśniły i spojrzała na mnie z radością.
-No tak! Powiedz mu przez sen, by otworzył Bramę Między Światami. Wtedy się zobaczycie, choćby przelotnie.
Zakrzyknęła, zrywając się z krzesła. Poszłam jej śladem.
-No tak! Przecież to oczywiste!
Popędziłam do Czary Snów i skupiłam się na szukaniu Lokiego. Spał. W pełnym skupieniu zaczęłam wysyłać mu sny...

***LOKI***

"Loki... Równo o północy otwórz dziś Bramę Między Światami. Tam się spotkamy"
Obudziłem się gwałtownie, dysząc. Czyżby... Czyżby moja muza naprawdę ingerowała w mój sen i wymyśliła metodę, by się zobaczyć? Nie wiem. Ale póki co, to moja jedyna nadzieja.
Cały dzień spędziłem na wahaniach. Prawdopodobnie, ten sen był tylko wytworem mej wyobraźni, a Hel niemało się zdziwi, widząc mnie po drugiej stronie bramy. Jednak desperacja zwalczyła zdrowy rozsądek.
Równo o północy Brama Między Światami rozwarła się. I ona tam była...
Równie piękna co za życia, ubrana w delikatną białą suknię, przeszła przez Bramę, by już po chwili stać centymetry ode mnie. Jej lodowobłękitne oczy lśniły.
-Nathalie...
Mój głos był przepełniony czcią do niej do tego stopnia, iż niemal się zawstydziłem.
-Loki... Och, prosiłam cię-Nie rób nic głupiego. I co!? Ledwo cię spuścić z oka, a ty zdążyłeś doprowadzić do ruiny połowę światów! I to ma być dojrzały bóg!?
No tak... Po chwili nostalgii przyszła pora na falę wściekłości i wyrzutów. Spuściłem głowę jak zbity pies. Jej głos, przepełniony troską i zdenerwowaniem, załamał się i zamilkł. Zdziwiony, podniosłem głowę. W jej oczach pojawiły się łzy.
-Brakuje mi ciebie...
Szepnęła. Próbowałem zetrzeć jej łzy... Ale nie mogłem. Nie należała do tego świata-była niematerialna... Moja ręka przeniknęła przez jej twarz, jakby moja muza była tylko dymem. Dziura w mym sercu znowu dała o sobie znać. Jednak żal i rozpacz zastąpiło teraz nowe uczucie. Wypełniała mnie wściekłość... I determinacja.
-Odzyskam cię. Nie pozwolę, byś pozostała cieniem. Wrócisz do mnie.
Powiedziałem cicho, z determinacją w głosie. Jej oczy rozwarły się w zdziwieniu i...Strachu?
-Nie rób tego. To się źle skończy. Błagam cię, uważaj na siebie...
Jej słowa były jednak dla mnie jak dym, którym się stała.
-Wrócisz do mnie.-przerwałem jej.-Wrócisz i znowu będziesz potężna.
Jednym ruchem ręki zamknąłem Bramę. Nat zniknęła razem z nią.

***NATHALIE***

Widząc ten mroczny blask w jego oczach i przerażający uśmiech wypływający na jego twarz, wiedziałam już, że go nie powstrzymam. Padłam na podłogę Komnaty Życia z płaczem. Hel podbiegła do mnie i pocieszyła. Oczywiście wiedziała już, co powiedział Loki.
-Nie powstrzymam go.
Bardziej stwierdziłam niż spytałam. Hel skinęła głową.
-Ty nie. Inni będą próbować... Ale wątpię, by zdołali pokrzyżować jego plany. Wiesz co? Spytamy Heimdala. On powinien wiedzieć.

***
-Wielu będzie próbowało powstrzymać syna Laufiego... Lecz nikomu się to nie uda. Zdołają go jedynie spowolnić, a droga boga kłamstw splamiona będzie krwią ofiar złożonych na ołtarzu twego ponownego życia, Pani.
Słowa ciemnoskórego strażnika zdruzgotały wszelką nadzieję. Loki zrobi wszystko, bym tylko wróciła do żywych. Czy po tym wszystkim będę jednak w stanie go kochać?

***LOKI***

Tylko jedna osoba znała przepis na Drugie Życie. I to ta właśnie osoba wiła się właśnie u mych stóp.
-Powiedz mi.
Stary, gruby karzeł nie poddawał się jednak tak łatwo. Mimo olbrzymiego bólu, odmawiał wyjawienia sekretu. Nawet po wymordowaniu jego rodziny opierał mi się.
-Zdradź mi ten sekret.-Powiedziałem cicho, łagodnie.- A pozwolę ci żyć.
W końcu, karzeł ostatnimi siłami wyjawił mi tajemnicę Drugiego Życia. Zanim jednak Nat do mnie powróci, minie ponad tysiąc lat... Byłem jednak gotów poczekać. Wolałem poczekać, niż przez niecierpliwość zniszczyć jej szansę. Uśmiechnąłem się do karła, a ten przez łzy spojrzał na mnie błagalnie. Był mi on już niepotrzebny. Jedną ręką skręciłem mu kark. Zniknąłem wraz z ostatnim oddechem mojej ofiary.
Na koniunkcję wszystkich Dziewięciu Światów będę musiał czekać tysiąc lat... A tylko wtedy Nat będzie mogła powrócić.
Jednak ja byłem gotów czekać.

wtorek, 2 sierpnia 2016

Rozdział 14

Drżąca z przerażenia i zimna, stanęłam nad brzegiem Jeziora. Bulgotało i wrzało. Zdjęłam suknię i rzuciłam ją na ziemię. Powoli, powolutku weszłam do Jeziora.
Ból był niewyobrażalny. Pożoga liznęła moje stopy. Krzyknęłam z bólu i odskoczyłam. I w tym momencie objawiła mi się bogini Hel, pani Śmierci, władczyni Zaświatów.
-Jestem pod wrażeniem, Nathalie.
W jej głosie szacunek mieszał się ze zdziwieniem.
-Nie sądziłam, że jako demonica się na to porwiesz. Czy zdajesz sobie sprawę, że nie będzie już powrotu? Ogień spali twoje ciało, to demoniczne i ludzkie także. Unicestwi też demoniczną część twojej duszy. Stracisz swoje moce i wyjątkowe umiejętności. Nigdy nie będziesz już sobą. Nigdy go nie zobaczysz. Będziesz zwykłą śmiertelną duszą. Czy jesteś na to gotowa?
Spytała się bogini. Drżącym głosem odpowiedziałam.
-Tak.
Hel uniosła zdziwiona brwi.
-Dobrze. W takim razie, przydzielę ci miejsce w Walhalli. Jesteś niezwykle dzielna.
Powiedziała i uśmiechnęła się lekko. Zniknęła w kłębie dymu.
Uśmiechnęłam się. Wizyta Hel dała mi odwagę, której potrzebowałam. Wkroczyłam w ogień.
Gdy tylko zanurzyłam głowę, poczułam, jak dusza odrywa się od ciała. Poczułam, jak dusza rwie się na dwie części... Jedna spłonęła. A druga... Czysta, nienaruszona... Zabłysła wewnętrznym światłem. Wyszłam z Jeziora. Nie byłam już demonicą... Spojrzałam na swoje ręce... Było przeźroczyste. Byłam ubrana w lekką, białą sukienkę. Blond włosy miałam związane w warkocz. Obok mnie stanęła Hel.
-Byłaś naprawdę dzielna. Chodź ze mną.
I wkroczyłam razem z nią w świetlistą bramę, prowadzącą do innego świata.


PERSPEKTYWA LOKIEGO
Obudziły mnie promienie południowego słońca wpadające przez wielkie okna naszej sypialni. Druga strona łóżka była pusta. No tak... Moja muza zawsze wstawała wcześnie. Ubrałem czarne, wygodne spodnie i ruszyłem w stronę kuchni. Siedział tam już mój brat... Przyrodni brat... Thor. Nie wyglądał na szczęśliwego.
-Bracie. Nie wiem, co robiliście dziś w nocy, ale mogliście robić to ciszej. Całą noc słyszałem tylko trzask łamanego drewna i jęki.
Jęknął, trzymając się za głowę w udawanej rozpaczy. Uch, dawno się tak nie czerwieniłem... Straszne. Thor doskonale wiedział, gdzie uderzyć, żeby wywołać moje zażenowanie. Postanowiłem zmienić temat.
-Gdzie jest Nat?
Spytałem. Thor zmarszczył brwi.
-Nie wiem. Myślałem, że jeszcze śpi...
Jego odpowiedź mnie zmroziła. Gdzie ona jest!? Pobiegłem do sypialni. Na jej stoliku nocnym leżała książka, której wczoraj wieczorem na pewno jeszcze tam nie było. Spojrzałem na tytuł... "Najmroczniejsze Sekrety Demonów"... Nie. Nie nie nie nie! Nie! Jeśli ona dowiedziała się, czym jest... Wiem, że jest zdolna do takiego poświęcenia. Otworzyłem księgę na rozdziale o Świętym Ogniu. Na marginesie... Jej pismo.
"Kocham Cię. Nie zapomnij...". Nie!
Ledwo przytomny przemieniłem się w orła i poleciałem nad Jezioro Świętego Ognia.

Niemal oszalały z przerażenia wylądowałem na brzegu. Czułem gorąc bijący od Jeziora. Gorączkowo rozglądałem się po brzegu... Leżała tam czarna, zwiewna sukienka. Bez wątpienia należała do mojej miłości. Ale po niej... Nie było śladu.
Był tylko jeden sposób, by się upewnić. Ostatnia iskierka nadziei, że Ona jednak żyje.
Przywołałem całą swoją magię... Jest. Po drugiej stronie magicznej bramy stała ona-Bogini Hel, pani Zaświatów.
-Ona tam jest?
Wyszeptałem. Bałem się odpowiedzi. Jej czarne, bezdenne oczy odbierały wszelką nadzieję.
-Jest tu ze mną. Nie wróci do ciebie. Święty Ogień unicestwił jej ciało, zarówno to ludzkie, jak i demoniczne.
Jej pusty głos był jak sztylet przebijający moje serce.
-NIEEEE!!!
Padłem na kolana, niezdolny do oddychania... Moja miłość, mój sens życia... Przepadł. Czułem się, jakby ktoś wyrwał mi serce i duszę. Hel zniknęła w kłębie dymu.

Spędziłem tam sześć godzin. Po tym czasie wziąłem jej suknię i przeniosłem się pod jej ukochaną wierzbę płaczącą. Tam, wysoko, dobrze ukrytą między liśćmi i gałęziami, wydrążyłem dziurę w pniu. Złożyłem tam sukienkę i zatkałem dziurę za pomocą magii.

Niewidzialny wróciłem do domu. Thor zrozumiał, co się stało. Siedział i z nieobecną miną czytał księgę. Chciałem wrócić tu tylko po jej ubrania, by mieć jej kawałek zawsze ze sobą... Ale zauważyłem TO. Jej wisiorek... Chwyciłem go i schowałem do kieszeni. Wyszedłem z domu cicho jak cień.

Moja miłość umarła. Mój sens życia zniknął. Ale nikt nie ma większej wiedzy ode mnie.
Przywrócę ją do żywych.